Sigma 150-600mm f/5-6,3 DG OS HSM Contemporary i Tatrzańskie Kozice

Adrian Ślązok • 5 października 2017 • 6 min

Sigma 150-600mm f/5-6,3 DG OS HSM Contemporary i Tatrzańskie Kozice

Poproszony o test obiektywu Sigma 150-600mm f/5-6,3 DG OS HSM Contemporary Canon z wypożyczalni Fotoplus postanowiłem wykorzystać okazję i wykonać plener o którym myślałem już od dawna. Stosunkowo lekka konstrukcja obiektywu (poniżej 2 kg) w połączeniu z dużym przybliżeniem idealnie nadaje się na pieszą wycieczkę w góry. Mój wybór padł na tatrzańskie szlaki w poszukiwaniu kozic górskich. Maksymalny ostwór przysłony f6,3 to ponad działka różnicy w stosunku do preferowanego w fotografii przyrody obiektywu 600mm f4. Wydawać się może, że nie jest to duża różnica, jednak przy tak długich ogniskowych konieczne jest stosowanie krótkich czasów i podczas fotografowania, nawet w środku dnia, okazuje się że musimy podnosić czułość ISO. A to nie zawsze jest wskazane.

Kozice to dla mnie nowy temat. Zatem dokonując rekonesansu spodziewałem się, że będę robił zdjęcia z dużych odległości. Dlatego postanowiłem użyć obiektywu wraz z lustrzanką Canon Eos 50d. Maksymalna ogniskowa (w tym przypadku ekwiwalent dla pełnej klatki) takiego zestawu to: 600mm x 1,6 = 960mm. Miałem już kiedyś okazję fotografować podobnym zestawem używając obiektywu innego producenta. Wówczas jakość uzyskanych zdjęć była dla mnie sporym rozczarowaniem. Zatem do opisywanej konstrukcji podszedłem z pewną dozą nieufności. Z premedytacją fotografowałem przy maksymalnie otwartej przysłonie, używałem niskich czułości ISO, a swój zestaw wzbogaciłem o lekki, ale wysoki monopod. Musi być wysoki, bo mam dwa metry wzrostu… Obiektyw podpięty do monopodu dosyć wygonie można nosić na ramieniu i właśnie w ten sposób zdecydowałem się wnieść go w Tatry. Znając prognozy pogody (sprawdzałem również zapowiedzi pogody na szczycie), mogłem sobie pozwolić na rezygnację z plecaka. Jedynie na korpus założyłem i zawiązałem woreczek foliowy, który miał zabezpieczyć aparat przed skraplaniem wody pod wpływem różnic temperatury. A ta rano oscylowała w okolicy 0 st. C. Zapasowe akumulatory do aparatu schowałem w ubraniu, tak by były jak najbliżej ciała, aby w razie potrzeby nie odmówiły współpracy. To właśnie akumulatory są najbardziej czułe na niską temperaturę. Do kieszeni włożyłem również kompakt, którym miałem się posłużyć do wykonania zdjęć szerokim kątem o charakterze dokumentacyjnym. W ten sposób miałem wolne ręce i mało do noszenia.

Oczywiście konieczne było włożenie ciepłego ubrania. Zdecydowałem się na spodnie narciarskie, ze świadomością, że powrót będzie oznaczał przegrzanie. Ważniejsze jednak było dla mnie aby komfortowo spędzić czas podczas fotografowania. Nieprzemakalne spodnie pozwoliły mi potem siedzieć bezpośrednio na ziemi, trawie i śniegu. Górną część ciała ubrałem zdecydowanie lżej, aby nie pocić się podczas wspinaczki. Po namyśle zrezygnowałem z kolców i poprzestałem na wysokim obuwiu trekingowym. Wiedziałem, że śniegu u góry nie ma dużo, bo widziałem szczyty na kamerkach internetowych. Oczywiście nie mogło zabraknąć czołówki. Wcześniej zarezerwowana taksówka zawiozła mnie do Kozienic jeszcze przed świtem. Kluczową sprawą było by znaleźć się na szlaku jak najwcześniej, wyprzedzając innych turystów. Kozice jesienią pasą się na turniach wokół szlaków turystycznych dopóki nie spłoszą ich ludzie. Potem przenoszą się w trudno dostępne miejsca skąd obserwują okolicę. Zdjęcia kozic przyklejonych do skał byłyby bardzo ciekawym tematem jednak na początek za zadanie postawiłem sobie po prostu ich wyśledzenie i sfotografowanie. Każdy temat wymaga dobrego rozpoznania. 

Kozice znalazłem, nie bały się ani nie wykazywały zainteresowania. Stado liczyło około dwudziestu osobników, w tym kilka młodych. Uwzględniając położenie wschodzącego słońca oraz prawdopodobny ruch zwierząt zszedłem ze szlaku aby zająć pozycję. Przemieszczając się mocno pochyłym zboczem unikałem śliskiego, mocno ubitego śniegu. Gdy dotarłem na wysokość, na której znajdowały się kozice, słońce miałem za sobą. Usiadłem, ustawiłem wysokość monopodu i zacząłem śledzić pasące się kozice przez obiektyw. Z wcześniejszych obserwacji dzikich kóz w Hiszpanii miałem pewne oczekiwania co do zachowań stada. W momencie zagrożenia rozproszone osobniki powinny się zbiegać i razem uciekać w kierunku przeciwnym do zagrożenia. 

Spłoszone stado biegnie w moim kierunku. Połączenie ogniskowej 600mm oraz przesłony 6,3 spowodowało, że nie wszystkie osobniki znalazły się w głębi ostrości. 

I rzeczywiście – scenariusz stał się faktem. Po wykonaniu kilku nieciekawych zdjęć z dużej odległości kozic trzymających nisko głowy podczas jedzenia, nagle coś się stało. W tym dniu telewizja realizowała materiał na temat Tatr. W powietrzu pojawił się dron. Zaniepokojone zwierzęta zaczęły się rozglądać szukając źródła dźwięku. Gdy pierwsza ruszyła biegiem, pozostałe zaraz się do niej przyłączyły i zaczęły biec w stronę miejsca gdzie byłem przyczajony. Wykonałem serię zdjęć licząc, że trafię z ostrością. W wizjerze widziałem wiele małych, szybko zbliżających się obiektów. Wkrótce byłem zmuszony do zmiany ogniskowej. Kozice na chwilę zatrzymały się blisko mnie i ruszyły ponownie znikając za grzbietem góry. Na moje szczęście jeden osobnik wyraźnie zwlekał i powoli podążał za stadem. Była to okazja do wykonania ciekawych portretów. 

Jeden osobnik nie dał się ponieść panice i dostojnie maszerował za resztą stada. Można powiedzieć, że pozował do portretu. W odległości poniżej 17 metrów.

Sesja była krótka, ale bardzo treściwa. Gdyby nie nieoczekiwana pomoc operatora drona zasiadka mogłaby trwać znacznie dłużej, ale nie wiadomo, czy kozice zbliżyłyby się do mnie na tak małą odległość. Do Zakopanego wróciłem w porze obiadowej. Od razu przeglądnąłem zdjęcia. Niestety, ostrość i kontrast obrazu wyraźnie ustępuje zdjęciom zrobionym droższą optyką. Szczególnie dotyczyło to najdłuższej ogniskowej, przy ujęciach dużych fragmentów bogatej w szczegóły turni. Znacznie lepiej prezentowały się wykonane z tą samą ogniskową portrety. Niemniej efekt zdjęciowy i tak zaskoczył mnie pozytywnie. Fotografie wykonane rok wcześniej konkurencyjną optyką o tym samym zakresie ogniskowej znacznie ustępowały jakością. 

Kozica Tatrzańska w kontrze wschodzącego Słońca. Tatrzańskie kozice i świstaki były pierwszymi zwierzętami objętymi ochroną na świecie (ustawa galicyjska z roku 1868).

Lekkie wyostrzenie i skontrastowanie kozic w postprodukcji poprawiło mi humor. Zdjęcia prezentują się ciekawie, akurat na tyle by zachęcić do następnych prób. Wstępne założenie, że obiektyw sprawdzi się podczas dłuższej pieszej wycieczki, gdy będą potrzebne duże zbliżenia i będzie dużo światła, okazały się prawidłowe. Zaistniała sytuacja z dronem sprawiła, że lepiej spisałaby się inna, krótsza optyka, ale na takie szczęście trudno liczyć za każdym razem.

tekst i zdjęcia Adrian Ślązok www.foto.chorzow.pl